W najnowszym numerze kwartalnika „Karta” (numer 81) najwięcej miejsca poświęcamy wspólnej – polsko-żydowskiej historii. !cut!
ŻYDZI POLSCY
Żydzi polscy są tematem tego numeru. Zestawiamy w nim fragmenty wspomnień, reportaż historyczny i fotoreportaże, by stworzyć choćby zarys panoramy losów żydowskich. Zależy nam, by materiał ten był rodzajem przewodnika – jednego z wielu możliwych – po życiu, które nie powinno pozostawać obce polskiej świadomości. Czujemy się odpowiedzialni za częściowe choćby przywracanie polsko-żydowskiej pamięci. Wierzymy, iż można pojąć tę pamięć, przechować ją, otwierać się na nowe jej wymiary. To potrzebne, by zbliżyć się do poznania polsko-żydowskiego świata, który jest naszym wspólnym dziedzictwem.
W bloku znalazły się materiały:
Tutejsi
Fotoreportaż ze zdjęciami Gustawa Russa z okresu I wojny światowej, pokazujący życie codzienne społeczności żydowskiej na terenach polskich.
Inscenizacja, Szimen Dżigan
Wspomnienia popularnego aktora teatralnego i filmowego, który swą karierę rozpoczął w 1927 roku w łódzkim teatrze „Ararat”. Tekst ilustrowany fotografiami Romana Vishniaca – jednymi z najbardziej rozpoznawalnych świadectw żydowskiego świata w przeddzień Zagłady.
Szimen Dżigan:
W tym momencie wszedł Szumacher, też ucharakteryzowany na swata. „Jezus Maria – wykrzyknął kierownik – inwazja żydowska!” Kazał zamknąć drzwi na klucz i nie wpuszczać Szumachera. Wykorzystałem zamieszanie i wszedłem do sali. Usiadłem przy pierwszym lepszym stoliku i zobaczyłem, że Mojsze Broderzon i Jankiel Adler obserwują w napięciu całą scenę. W kawiarni nastała konsternacja. Część ludzi wpatrywała się we mnie z krzywym uśmiechem, jakby pytając: skąd tu się wziął ten Żydek? Inni chmurzyli się i mruczeli przez zęby: „Nie można się przed nimi ukryć”. Damy chichotały, kiwały jasnymi główkami i szturchały jedna drugą, pokazując sobie tego dziwacznego stwora.
Żaden kelner do mnie nie podszedł. Niedaleko mnie siedziało dwóch zakonników w brązowych habitach, opasanych plecionymi pasami z chwostem. Na ich wygolonych głowach widniały takie małe komiczne czapeczki. Do tego obaj mieli całkiem pokaźne brody. Ci zakonnicy nikogo nie szokowali, nikogo nie obchodziło ani nie dziwiło, że tu siedzą. Tylko ja, w moim czystym chałacie, z białym kołnierzykiem i czarnym krawatem, wywoływałem takie zmieszanie, takie zdumienie, jakby ludzie widzieli we mnie jakieś dziwaczne zwierzę z dżungli.
Barwy getta
Kolorowy reportaż zdjęciowy Waltera Geneweina – członka NSDAP i kierownika wydziału finansowego niemieckiego zarządu getta łódzkiego. Prawdopodobnie skonfiskowanym żydowskim aparatem uwieczniał życie i pracę Żydów z Łodzi i okolic w warsztatach produkcyjnych getta.
Na stronę życia, Schoschana Rabinovici
Nie było żadnego uniwersalnego sposobu na ocalenie życia. Nie zapewniały go ani pieniądze, ani koneksje. Z 3,5 miliona Żydów mieszkających w Polsce przed II wojną Zagładę przeżyło około 300 tysięcy (z tego większość w ZSRR). Udało się to tylko tym, którzy mieli ogromne szczęście, wsparte potężną wolą przetrwania – jak Schoschana Rabinovici i jej matka.
Schoschana Rabinovici:
Napierający tłum stracił orientację. Z jednego końca szli, popychając do przodu, w kierunku bramy, z drugiego końca popychając do wewnątrz, w kierunku grobów. Mama wołała głośno, byśmy się ścieśnili, próbując trzymać się razem, ale bardzo szybko tłum nas rozdzielił. Dziadek, tracąc równowagę, upadł. Lena pomogła mu stanąć na nogi i popychała go do przodu. Walka o drogę ku bramie trwała dalej, im bliżej byliśmy, robiło się coraz trudniej. Nikt nic nie mówił, popychany sam popychał z nieludzką siłą, siłą życia, siłą przetrwania.
To tutaj ujawniają się instynkty życiowe. Człowiek porzuca kostium kultury, zostawia za sobą wszelkie ludzkie odczucia, miłość, oddanie, wierność – wszystko. Stoi nagi i wszystkim wokół pokazuje swoją nędzną duszę. Tutaj, przed szeolem, ujawnia się podłość i okrucieństwo człowieka.
Po niezliczonych wysiłkach, padając i wstając, wszystkim nam w końcu udało się dotrzeć do kordonu. Przed szeregiem uzbrojonych żołnierzy zostaliśmy na chwilę zatrzymani, a potem zepchnięci na lewo. Mama zrozumiała, że nie chcą nas po prawej stronie, a przecież ci ludzie, którzy nas ostrzegali, którzy dla nas zginęli na murze, powiedzieli wyraźnie: „Jidn, gejt rechts”, to znaczy na prawą stronę życia.
(Nie)ostatni, Małgorzata Niezabitowska (tekst), Tomasz Tomaszewski (zdjęcia)
Odkrycie polskich Żydów w pierwszej połowie lat 80. – ich niewidocznej obecności i utajonego przemijania, ich rezygnacji i powszechnego wokół milczenia. Zarazem zapis przełomu, po którym Żydzi zaczęli odnajdywać swoje miejsce w Polsce.
Od 1944 roku, po sowieckiej stronie frontu, Żydzi znaleźli się na terenach Polski powojennej w sytuacji ocaleńców niechcianych. Ze strony polskich antysemitów, bardziej bezwzględnych po idącej przez wojnę demoralizacji, mnożyły się akty – także zbrodniczej – wrogości. Podziemie zbrojne celowo uderzało w Żydów opowiadających się za komunizmem. Większość uratowanych z Zagłady emigrowała w drugiej połowie lat 40., widoczna część pozostałych znalazła się w strukturach władzy komunistycznej. Po Marcu 68 władze Peerelu usunęły z kraju dużą grupę Żydów, także całkiem zasymilowanych. „Temat żydowski” zniknął z Polski na ponad dwie dekady.
Materia książki albumowej Ostatni. Współcześni Żydzi polscy – stworzonej przez Małgorzatę Niezabitowską i Tomasza Tomaszewskiego – powstawała w latach 1980–85. Wszystkie teksty i zdjęcia książki pochodzą z tego okresu przebudzenia społecznego Polski, które jednak nie objęło społeczności Żydów. Autorzy – po długim i oficjalnym, i społecznym milczeniu w „kwestii żydowskiej” – dali wtedy sygnał jej powrotu. Przedstawiamy fragmenty książki – wydanej w 1986 roku w USA, potem w Niemczech, Austrii, Szwajcarii, a w 1993 w Polsce. Dopełnieniem tamtego obrazu stała się przeprowadzona przez Zbigniewa Gluzę rozmowa z Autorką – Koniec początkiem.
[Na fotografii obok: Mateusz Kos podczas swojej Bar Micwy. Fot. Tomasz Tomaszewski]
Małgorzata Niezabitowska:
Temat podjęłam z powodu moich przyjaciół Żydów, których wyjazd w 1968 roku przeżyłam boleśnie i czułam moralny obowiązek, aby się zmierzyć z tą ich nieobecnością. A także z powodu opowieści mojej babci o przedwojennej Polsce, w której Żydzi stanowili naturalną część pejzażu społecznego, gdy teraz Żydów nie widać było wcale.
Wchodziliśmy w temat stopniowo, odnajdując poszczególnych ludzi, z którymi staraliśmy się spędzać jak najwięcej czasu. Było to bardzo wzruszające, ponieważ byliśmy pierwsi, którzy od końca wojny zgłosili się do nich. Prawie wszyscy czuli się ogromnie osamotnieni, a tu nagle zjawia się dwójka młodych Polaków. Przyjmowali nas jak swoje dzieci, chętnie opowiadali. Dla nas bywało to wstrząsające, zwłaszcza opowieści o Holokauście; przecież w Peerelu nie mieliśmy żadnej wiedzy o Zagładzie. Zostaliśmy wychowani w przekonaniu, że sześć milionów ofiar wojny to Polacy. I tak, z jednej strony – było to odtwarzanie barwnego, bujnego, przebogatego w swej różnorodności świata polskich Żydów w międzywojniu; w ostatnim momencie spotkaliśmy świadków, którzy byli jego świadomymi uczestnikami. Z drugiej – głęboko poruszające przeżycie: pamięć o Zagładzie, samotność starych ludzi, poczucie opuszczenia.
Potężnym zaskoczeniem byli młodzi, nasi rówieśnicy, dochodzący do żydostwa. I też zderzenie się z trudnymi sprawami polsko-żydowskimi, szczególnie antysemityzmem i „żydokomuną” jako dwoma głównymi biegunami. Ta praca zmieniła mnie. Mnóstwo się nauczyłam, stałam się osobą znacznie bardziej świadomą, z przepracowanymi schematami i stereotypami. Emocjonalnie i intelektualnie było to wyjątkowe doświadczenie. Wielkie, chyba największe w życiu.
PONADTO W NUMERZE:
Gra z okupantem, Agnieszka Dębska
Po zdobyciu Warszawy przez wojska niemieckie 5 sierpnia 1915 i zajęciu przez państwa centralne całego obszaru dawnego rosyjskiego Królestwa Polskiego, zmienia się układ, od którego zależy przyszłość polskiego państwa. Polacy i Niemcy stają wobec siebie jako (potencjalni) sojusznicy i jako (historyczni) wrogowie.
Opowieścią o relacjach polsko-niemieckich w okresie od wejścia Niemców do Warszawy w sierpniu 1915 do kryzysu przysięgowego w lipcu 1917 dopełniamy w „Karcie” cykl poświęcony stuleciu I wojny (poprzednie odsłony w numerach 78, 79, 80).
[Na zdjęciu obok: Warszawa, 12 grudnia 1916. Powitanie Józefa Piłsudskiego na dworcu. Wśród osób m.in. Bogusław Miedziński (w baraniej czapce) i Bolesław Wieniawa-Długoszowski (trzeci z prawej). Fot. Wacław Saryusz-Wolski / Narodowe Archiwum Cyfrowe]
Artur Śliwiński:
działacz lewicy niepodległościowej, w liście do Michała Sokolnickiego (sekretarza galicyjskiego Naczelnego Komitetu Narodowego)
Wytworzył się tutaj taki stan rzeczy, że wszystkie ugrupowania dochodzą do szczytu swojej bezsilności. W całym kraju wzmaga się nastrój przygnębienia, a nawet rozpaczy. Coraz głębiej ludzie uświadamiają sobie, że stajemy się igraszką losu, który smutną gotuje nam przyszłość. Na takim tle upada autorytet wszystkiego, cokolwiek dotychczas istniało na widowni publicznej życia i zaczyna się szukanie dróg nowych.
Wolni Huculi, Joanna Bartuszek
Zdjęcia społeczności huculskiej i fragmenty wspomnień podróżników i badaczy zafascynowanych Huculszczyzną z okresu II Rzeczpospolitej.
Maria Dąbrowska:
Niektórzy z Was lubią czytać książki o Indianach, Hindusach, Arabach – o wszelkich ludach z dalekich krajów. Wiedzcie tedy, że żyje tu w naszej Polsce lud, w którym jest tyle samo ciekawego, osobliwego, dziwnego, co w tamtych plemionach.(O Pokuciu i Hucułach, „Płomyk” nr 5, 1925/26)
63 + 7 dni, Dominik Czapigo
Siedem dni dłużej trwało Powstanie Warszawskie dla żołnierzy Armii Krajowej, którzy pozostali w stolicy zgodnie z umową kapitulacyjną, podpisaną 2 października 1944. W punkcie 4 umowy, zawartej między powstańcami a dowództwem niemieckim, postanowiono: „Dla zapewnienia ładu i bezpieczeństwa na terenie miasta Warszawy zostaną wyznaczone przez dowództwo AK specjalne jednostki. Jednostki te zostają zwolnione od obowiązku natychmiastowego złożenia broni i pozostaną w mieście aż do czasu zakończenia swoich zadań. Dowództwo niemieckie ma prawo kontroli stanu liczebnego tych jednostek”. Znaleźli się w nich między innymi Antoni Bieniaszewski, Jerzy Chlistunoff, Halina Cieszkowska (z domu Chlistunoff, siostra Jerzego) oraz Tadeusz Zapałowski – pozostali w Warszawie i pełnili służbę do 9 października 1944. Wybrane fragmenty relacji pochodzą z nagrań zrealizowanych w Archiwum Historii Mówionej Ośrodka KARTA i Domu Spotkań z Historią.
Jerzy Chlistunoff:
W pewnym momencie przyplątał się jeden z niemieckich sojuszników ze Wschodu. Za pasem miał ileś par rękawiczek reniferowych, wyszabrowanych z rozbitego sklepu. Sceneria naszej rozmowy była taka: stoliczek, karbidówka w bramie posterunku. Ze mną był Andrzej Tymiński „Kosio” z Wołkowyska. Tamten miał polskiego visa, zabranego pewnie jakiemuś jeńcowi czy zabitemu powstańcowi, ja z kolei miałem przy sobie swojego bergmanna. Siedzimy wszyscy przy tym kwadratowym stoliczku. Mam odbezpieczony pistolet, lufą oparty o bok naszego gościa, palec trzymam na spuście. On ma odbezpieczonego visa tuż pod moim nosem. I „przyjacielsko” dyskutujemy, bo przecież przyszedł do nas w dobrych zamiarach z butelką wódki, jest pełen uznania dla powstańców…
W końcu mówi, wskazując na nas, że jesteśmy Banditen, bo gdy chodzili po ulicach, zaczęliśmy ostrzeliwać ich znienacka. Ja i „Kosio” odpowiadamy, że „to wy jesteście bandytami, bo zbudowaliście obozy koncentracyjne, rozwalacie cywili na ulicach”. On w każdej chwili może nacisnąć spust. Ja nie wiem, czy zdążę odpowiednio wcześnie nacisnąć spust swojej broni. „Kosio” też ma broń i też go szachuje. Tamten zaczyna się awanturować, bo nie może się doliczyć jednej z par tych rękawiczek, które wyszabrował, ale na widok kolegów schodzących się na posterunek pokornieje. Trochę namową, trochę siłą, wypychają go. On się jeszcze odgraża, ale ostatecznie znika.
Martwe miasto, Tomasz Borkowski
Opustoszona z powstańców i ludności cywilnej Warszawa miała zostac starta z powierzchni. „Umarłe” miasto nie przyjęło jednak nazistowskiego wyroku. Przedstawiamy fragmenty wspomnień, dzienników i dokumentów, które tworzą obraz Warszawy od upadku powstania do 17 stycznia 1945.
Joe J. Heydecker (żołnierz Wehrmachtu, 20 listopada 1944 przebywał kilka godzin w Warszawie):
Monotonia zniszczenia, nieskończoność jego przestrzennej rozległości, nieobecność jakiegokolwiek ludzkiego wymiaru, wprawiają w niemal niewytłumaczalny stan transu, budzą niepewność co do kryteriów i pojęć czasu. Może jest to wyjątkowy fenomen, odpowiadający wyjątkowości spotkania z bezludnym wielkim miastem w ruinie. Myślę, że nie było w przeszłości i w przyszłości też chyba nie będzie takiej chwili, w której ludzie się zetkną z czasem absolutnie zatrzymanym. Żadna inna ruina, żadne inne pole ruin nie może przywołać tego stanu. Wykopaliska archeologiczne, choćby nie wiem jak rozległe, noszą znamię czegoś dawno minionego. Inne ruiny – na przykład świątynie, zamki – najczęściej są starannie zadbane, udostępniane turystom, zawsze przez nich ożywiane. [...]
Nawet ruiny wojenne [...] są rumowiskami, które od razu żyją nadal, nawet tuż po katastrofie życie w nich nie ustaje, są w nich ludzie, jedni umierający albo ranni, inni szukający zaginionych albo zasypanego mienia. Obecność ludzi, którzy są w kosmosie jedynymi nosicielami czasu i pojęcia czasu, jest decydująca. Dlatego ruina Warszawy, potraktowana jako jedność, w chwili, kiedy przez nią wędrujemy, jest zupełnie innego rodzaju. Nie tylko z daleka przypomina fotografię, na której został utrwalony jeden jedyny moment wieczności. Jest czymś o wiele więcej, jest przestrzenna, można się w niej poruszać, ale jest znieruchomiała, jej rozwój w czasie został w określonym punkcie gwałtownie zatrzymany, nic już się nie porusza, ludzie znikli, panuje stan całkowitej martwoty.
Skazaniec Najder, Katarzyna Przyborska
Przedstawiamy montaż dokumentów, artykułów i tekstów osobistych, dotyczących wyroku śmierci na Zdzisława Najdera. Wyrok, wydany przez ekipę Jaruzelskiego, obnażał słabość systemu i jego podporządkowanie Sowietom. Był ceną za definiowanie celu opozycji: niepodległości Polski.
Zdzisław Najder:
Od początku, od lat 70., byłem przekonany,że nasza przyszłość jest w Europie – mówiłem, że Polska niemająca niepodległości mnie nie interesuje. A ten wyrok to było najwyższe odznaczenie, jakie mogłem dostać od przeciwników.
Akurat byli na kolacji nasi przyjaciele, kiedy zadzwonił dyżurny z dziennika radiowego, że właśnie Program 3 Polskiego Radia nadał, że zostałem skazany na śmierć. Nasz przyjaciel Jan de Weydenthal powiedział: „Poczekajcie chwilę” – i wyskoczył po butelkę szampana. W tym czasie zadzwonił ksiądz [Franciszek] Blachnicki, wtedy działacz oazowy, z którym się przyjaźniłem – i pogratulował mi wejścia do „klubu skazańców”, bo jego wcześniej też już skazali. Przyjąłem to trochę zabawowo, żona potem miała do mnie lekkie pretensje, że jestem niepoważny. Ale co człowiek ma zrobić w takiej sytuacji?
Założono natychmiast czujniki w naszym mieszkaniu w Monachium, żeby nie można się było łatwo włamać; przez kilkanaście dni wożono mnie do pracy samochodem. Z pracy wychodziłem tylnymi drzwiami na spacer, bo uważałem, że nie można się dać udusić.
To, że wyrok został ogłoszony, implikowało rozesłanie listów gończych, ale jak służby będą do tego podchodziły – nikt nie wiedział.
Wszystkie dokumenty dotyczące próby porwania mnie zniknęły z archiwów. Została tylko kartka z informacją, ile ważę.
[Na zdjęciu powyżej: Zdzisław Najder, Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe]
Rekonstrukcje historyczne, Marcin Wilkowski
Dalszy ciąg dyskusji o sensie coraz bardziej popularnego zjawiska rekonstrukcji historycznych. Komu i dlaczego są potrzebne? Czy spełniają cele przypisywane im przez samych rekonstruktorów?
(mk-z, mt)