Już jest nowy numer „Karty” 80!

Ukazał się nowy numer „Karty”. Tematem numeru jest Powstanie Warszawskie. !cut!

Historia nie skończy się nigdy.

Czytajcie „Kartę”

Andrzej Stasiuk

 

Czczenie bohaterstwa powstańców jest naturalne dla następnych pokoleń, skoro ich niewyobrażalną już teraz odwagę pokojowe generacje mogą przyjąć za symbol wierności Niepodległej. Nie sposób jednak honorować tak przywódców – w ich przypadku sama odwaga to za mało. Powstanie może być współcześnie lekcją patriotycznej dzielności, nie nadaje się jednak na lekcję patriotycznego rozsądku. A nawet po 70 latach nauka odpowiedzialności nie wydaje się przebrzmiała.

Ze wstępu Zbigniewa Gluzy

W numerze 80 m.in.:

Kulisy decyzji o wybuchu Powstania

Osobisty komentarz prof. Jana M. Ciechanowskiego 

Moje Peżetki – dzienniki kobiet z formacji Pomoc Żołnierzowi

A ponadto:

Przemyśl. Oblężenie (1914–15)

Polacy w Wehrmachcie

Kobieta w armii Berlinga. Dziennik

Akcja SB „Telex”

Lata 70./80. Ziemniak w Mońkach


Decyzja „W”: Kulisy decyzji o wybuchu Powstania. Wspomnienia dowódców wojsk polskich, Armii Krajowej, polityków Rządu RP na Uchodźstwie. Pokazujemy genezę decyzji tydzień po tygodniu, dzień po dniu, godzina po godzinie – by zrozumieć, jak do niej doszło. Idąc na rozkaz i z porywu serca do nierównej walki, powstańcy warszawscy dowiedli swej odwagi i dzielności. Sama decyzja o wybuchu Powstania w stolicy budziła natomiast kontrowersje już w momencie jej podejmowania – i wśród dowódców, i żołnierzy. Kto był za nią odpowiedzialny? Jak została podjęta? 

 

Warszawa, październik 1944. Mieszkańcy miasta – na resztkach barykady na ulicy Marszałkowskiej  –

 opuszczają miasto po kapitulacji. Fot. ze zbiorów Ośrodka KARTA / udostępnił Władysław Bartoszewski

 

 

Osobisty komentarz prof. Jana M. Ciechanowskiego (historyka i powstańca)

Decyzja wywołania Powstania była suwerenną, polską decyzją, podjętą przez najwyższych dowódców Armii Krajowej – generałów Tadeusza Bora-Komorowskiego (dowódcę AK), Tadeusza Pełczyńskiego „Grzegorza” (zastępcę dowódcy AK i szefa sztabu), Leopolda Okulickiego „Kobrę” (zastępcę szefa sztabu ds. operacyjnych) oraz Jana Stanisława Jankowskiego „Sobola” (wicepremiera i Delegata Rządu na Kraj). I to oni ponoszą za nią główną odpowiedzialność.

Moje Peżetki – dwa dzienniki kobiet z formacji Pomoc Żołnierzowi. Pierwszy – z Powstania, pisany urywanymi, poszarpanymi zdaniami, oddaje bezustanny alert tamtych dni. Zgodnie z układem kapitulacyjnym, kobiety biorące udział w Powstaniu mogły wyjść z cywilami albo iść w niewolę. Drugi zapis – ze szlaku jenieckiego – przedstawia to doświadczenie, pokazując też hart i dumę kobiet – żołnierzy. Pamięć o nich przywołuje prof. Wiktoria Śliwowska, której historia spleciona jest z losami Peżetek. 

Zofia Korczak „Aldona”

Dziś przed oknami naszego szpitala ustawili się do wymarszu nasi żołnierze. W cywilnych ubraniach, z opaskami, z bronią. Deszcz siąpił – było dziwne pomyśleć, że oto patrzę na moment, który przejdzie do historii na długie lata. 

Wczoraj widziałam, jak rozbierają barykady na Marszałkowskiej przy placu Zbawiciela. Okropnie widzieć ten szalony wysiłek zniweczony teraz własnymi rękoma… Odeszli, śpiewając „Jeszcze Polska…” – żałośnie to dźwięczało.

4 października 

 

A ponadto:

Talia dam – Jacek Dehnel komentuje kolekcję pocztówek Ryszarda Łopatki z wizerunkami kobiet z XIX/XX wieku

Przemyśl. Oblężenie – opowieść mieszkańców Przemyśla o życiu w oblężonej twierdzy (1914/15)

Galicyjska twierdza Przemyśl, jedna z trzech największych w ówczesnej Europie, bronić miała od wschodu drogi na Węgry. W walkach o nią poległo w czasie I wojny światowej ponad 100 tysięcy żołnierzy.

Ilka Künigl Ehrenburg w dzienniku

Wojna to jednak coś innego, niż myślałam. Mimo woli miałam zawsze przed oczyma walczące masy ludzkie, zmagające się na starych obrazach batali­stycznych. Tymczasem dzisiejsza wojna to prze­ciwieństwo tamtej. To nie jest walka widzialnych, lecz niewidzialnych sił występujących przeciwko sobie. Piechota leży zakopana w okopach, w sza­rych od ziemi mundurach, zamaskowanych tak dobrze, że zdają się prawie niewidoczni. Artyleria strzela na ogromne odległości przez pagórki, któ­re ją skrywają. I mogłoby się może zdarzyć nawet, że jeśli nie dojdzie do większych ataków kawalerii albo walki na bagnety, to dniami trwać będą bitwy, w czasie których od początku do końca walk zupeł­nie niczego nie da się obejrzeć. […]

Znajdujemy się pośrodku olbrzymich dzia­łań wojennych i nic – absolutnie nic – nie wiemy o naszej sytuacji. Pomyśleć, że każdy, kto dzisiaj w jakiejkolwiek dziurze na świecie bierze gazetę do ręki, wie więcej o nas niż my tu sami. 

24 września

 

Festungslazarett Kazuń. Odnaleziona na Słowacji kolekcja nieznanych szklanych negatywów, będących obrazem codziennego życia niemieckich pacjentów i pracowników Festungslazarett III. W koszarach byłych rosyjskich twierdz do zdrowia wracali żołnierze walczący na wschodnim froncie. 

 

Orkiestra i chór rekonwalescentów kazuńskiego lazaretu

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Grupa rekonwalescentów na dziedzińcu kazuńskich koszar

 

Cudza wojna – wspomnienia Joachima Cerafickiego, Polaka wcielonego do Wehrmachtu 

Grudziądz, wrzesień 1939.

Wkroczenie wojsk niemieckich do miasta. Fot. OK

Joachim Ceraficki

W dniu naszego przybycia do koszar, wieczorem, kiedy dzieliliśmy się wrażeniami (oczywiście po polsku), wszedł nieoczekiwanie komendant jed­nostki szkoleniowej, chyba w randze majora. Po­nieważ koledzy stali przy oknie i głośno komen­towali to, co działo się na dziedzińcu koszarowym, krzyknąłem po niemiecku: „Cisza!”. Komendant przywitał nas, zasalutował i przedstawił się, mó­wiąc, że nazajutrz będziemy badani przez lekarzy, a w następnych dniach pobierzemy wyposażenie wojskowe. i zapytał: „Kim wy jesteście?”. Przez chwi­lę byłem zszokowany i w popłochu myślałem, co mam odpowiedzieć. A potem ogarnęła mnie wściekłość i wygarnąłem: „Jak pan wie, pocho­dzimy z Prus Zachodnich, mówimy po polsku i po niemiecku. Jedni nauczyli się niemieckiego w gimnazjum, inni, tak jak ja, od rodziców. Do marca 1942 ci, którzy pracowali, oprócz normal­nego podatku, mieli potrącany tak zwany podatek Polaków. Ci z nas, którzy nie zdążyli zdać matury, nie mieli prawa uczęszczać do szkół. My i nasze rodziny przechodziliśmy różne koleje. Ostatnio dostaliśmy takie same kartki żywnościowe jak Niemcy. Prawdopodobnie moim rodzicom i sio­strze zostaną przesłane dowody osobiste potwier­dzające zaliczenie do trzeciej grupy narodowo­ściowej. A teraz jesteśmy tutaj!”. Marburg nad Laną, maj 1942

Rannemu Sowietowi, który był w szoku, powiedziałem, żeby się nie bał i że spróbuję za­tamować krew. Z puszki gazowej wyciągnąłem zapasowe chusteczki i bandaże. Z ładownicy wy­jąłem nabój, przyłożyłem do tętnicy powyżej łok­cia i mocno owinąłem chusteczkami. Jego ręka poniżej łokcia była poszarpana pociskiem, który jednak nie przebił kości. Ranę obwiązałem steryl­nym bandażem. Sowiet wyszedł z szoku i zapytał, czy je­stem Rosjaninem służącym u Germańców. Od­powiedziałem, że jestem Polakiem. Zapytałem go o wiek i pochodzenie. Miał 17 lat, był Tatarem krymskim, niebieskookim blondynem. Tymcza­sem pociemniało, pomogłem Tatarowi podnieść się i kazałem mu wracać do swoich.

Na linii frontu w okolicach Łucka (Ukraina), marzec 1944

 

Notes oficerki – dziennik Stanisławy Drzewieckiej, oficera polityczno-oświatowego z armii Berlinga 

30 października 

Zastępcą mego pryncypała został nowo przybyły podpułkownik R. Zaniemówiłam, gdy się zameldował. To przecież ten sam, który był u nas w domu w nocy [w Żółkwi, w dniu deportacji 14 kwietnia 1940], gdy nas wywozili do Kazachstanu, którego prosiłam, by pozwolił mi zostać, bo przecież o kulach nigdzie nie dojdę. To ten, który nie pozwolił mi nawet pożegnać się z sąsiadami, z nianią. I znów go mam nad sobą – i to jako szefa! Co zrobić? Nie wolno mi niczego po sobie okazać. Ale przypomnę mu, na pewno. Niech się potem dzieje, co chce.

1 grudnia

Była wielka chryja. Dowódca jest niezadowolony z przebiegu ćwiczeń taktycznych. Wczoraj w cza­sie apelu rzucił dziewczętom w twarz: „Russkij chleb i masło żriotie”. Zamarłam. To, co działo się w sali, trudno opisać. Wiedziałam, że tam muszę wejść. Rzuciły się do mnie ze łzami. Dlaczego obraża, za co? Pój­dziemy na skargę itd. Pozwoliłam im wykrzyczeć się, wypłakać. Że nie miał racji – wiem. Że dał się ponieść nerwom – zdarza się. Ale dlaczego tak po­wiedział? Dlaczego? Czy nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji takich „powiedzonek”?

Fot. z książki Stanisławy Drzewieckiej Szłyśmy znad Oki

Mnie po przyjściu do Batalionu Kobiecego wyciągnięto na tzw. oświatową między innymi dla­tego, że już byłam po maturze. Muszę przyznać, że ze sprawą proletariatu polskiego ani tym bardziej komunistów polskich nie miałam w ogóle do czy­nienia i niewiele o tym słyszałam. To, co zobaczy­łam w Związku Radzieckim, raczej nie nastrajało mnie pozytywnie. […] Natomiast środowisko pol­skich towarzyszy, komunistów, którzy znaleźli się w wojsku w tym pierwszym okresie – w 1 Dywizji, tworzyło jakiś klimat, w którym idea ta stawała się przystępniejsza, łatwiejsza, cieplejsza, bardziej własna. Wszystko było zdominowane tym, że jest to polskie wojsko, że pójdzie się do Polski […]. 

Stanisława Drzewiecka (z d. Kubiak) w wywiadzie zbiorowym siedmiu kobiet Relacje żołnierzy Batalionu im. Emilii Plater, nagranym 6 czerwca 1984 w Centralnym Archiwum Komitetu

 

Lata 70./80. Ziemniak w Mońkach – doroczne święto wykopków na Białostocczyźnie

EDWARD ŁOJEWSKI – I sekretarz KMiG PZPR w Mońkach – w wypowiedzi dla „Gazety Współczesnej” 

Nie wyróżniamy się w przemyśle, turystyce, spo­rcie i wielu innych dziedzinach. Pochwalmy się więc tym, czym naprawdę możemy – ziemniakami. I – co idzie w parze – dobrze zorganizowaną ho­dowlą. Święto Ziemniaka, zorganizowane u nas po raz pierwszy w ubiegłym roku, służyć ma populary­zacji uprawy ziemniaka. 

3 października 1977

Mońki, 8 października 1978. Widowisko artystyczne przygotowane przez uczniów monieckiego liceum. Fot. Roman Sieńko

 

Fundacja Ośrodka KARTA

02-536 Warszawa, ul. Narbutta 29, 

tel. (22) 826-56-98, faks 646-65-11,

e-mail: kolportaz@karta.org.pl; www.karta.org.pl.